Witajcie
Okładka: Świat Książki |
Po dwóch innych postach wracam
do Was z pierwszą w tym roku recenzją. Wiem, że nie jest to
zawrotne tempo biorąc pod uwagę, iż mamy już marzec, jednak nie
miałam ostatnio czasu ani zbytniej ochoty na czytanie. Niemniej
jednak nawyk zwyciężył i powstała ta oto recenzja.
„Dziewczyna z pociągu” nie była dla mnie priorytetem czytelniczym. Oczywiście o niej słyszałam, jednak nie odczuwałam szczególnej potrzeby zapoznania się z nią. Znalazła się w moich rękach za sprawą współlokatorki, która chciała obejrzeć ze mną ekranizację, jednak zastrzegła, że najpierw muszę przeczytać książkę.
„Dziewczyna z pociągu” nie była dla mnie priorytetem czytelniczym. Oczywiście o niej słyszałam, jednak nie odczuwałam szczególnej potrzeby zapoznania się z nią. Znalazła się w moich rękach za sprawą współlokatorki, która chciała obejrzeć ze mną ekranizację, jednak zastrzegła, że najpierw muszę przeczytać książkę.
Czytałam ją niemiłosiernie
długo, na pewno ponad miesiąc. Nie wiem do końca, czym to było
spowodowane, może nawałem innych spraw, może sesją, a może po
prostu tym iż nie byłam do niej przekonana.
Książka Pauli Hawkins
opowiedziana jest z perspektywy trzech kobiet pozornie powiązanych
ze sobą jedynie miejscem zamieszkania- małym miasteczkiem położonym
z dala od londyńskiego zgiełku. W trakcie trwania powieści na jaw
wychodzi znacznie więcej intrygujących koligacji.