Guguły Wioletta Grzegorzewska
Witajcie
Okładka: Czarne |
„Guguły”
Wioletty
Grzegorzewskiej to zbiór opowiadań, który znalazł się na długiej
liście książek nominowanych do tegorocznej edycji The
Man Booker International.
Tytułowe
guguły to niedojrzałe owoce, które w utworze Grzegorzewskiej
nabierają nowego znaczenia. Symbolizują one okres dojrzewania,
pierwsze niczym nieskalane doświadczenia ale także niechęć do
zmagania się z dorosłością, która czy tego chcemy czy nie upomni
się o każdego. Guguły to wreszcie smak dzieciństwa na sielskiej,
ludowej wsi, bliski nam samym lub naszym rodzicom.
Autorka
kreuje obraz PRL-u, który mnie znany jest jedynie z książek i rodzinnych
opowieści. To w pewien sposób zaburza mi odbiór utworu i sprawia,
że nie czuję się kompetentna do pełnej jego oceny. Zapewne
zostanie on odebrany z większym rozrzewnieniem i świadomością
przez osoby, które przeżywały swoją wczesną młodość za czasów
Polski Ludowej.
Z jednej strony żałuję, że nie mogę w pełni odnieść się do tła historycznego. Z drugiej jednak pocieszam się tym, iż moja opinia pozbawiona osobistych odniesień będzie bardziej obiektywna.
Z jednej strony żałuję, że nie mogę w pełni odnieść się do tła historycznego. Z drugiej jednak pocieszam się tym, iż moja opinia pozbawiona osobistych odniesień będzie bardziej obiektywna.
Osią
wokół, której Grzegorzewska snuje swe opowiadania jest Wiolka –
dziewczyna mieszkająca w małej wsi Hektary na Jurze Krakowsko –
Częstochowskiej. Dziewczynce towarzyszymy od wczesnych lat jej
życia. Jesteśmy świadkami jej pierwszego spotkania z ojcem,
którego przez pewien czas nazywa Panem. Polujemy z nią na
chrabąszcze i przeżywamy menarche, by jakiś czas później
zobaczyć jak jako młoda kobieta odkrywa swoją seksualność. Każde
kolejne opowiadanie zbliża Nas do bohaterki, patrzymy na świat jej
oczyma. Rzeczywistość z perspektywy dziewięciolatki jest sielska,
pełna kolorów i pozytywnych emocji. Nawet poważne sprawy
opowiedziane z dziecięcego punktu widzenia potrafią wywołać u Nas
uśmiech. Wydźwięk opowiadań zmienia się wraz z dorastaniem
dziewczyny. Perspektywa siedemnastolatki nie jest już taka piękna i
pozbawiona wad, pojawiają się szarości, smutek a czasem
obojętność.
W
większości tekstów jesteśmy świadkami relacji, jaka rozwija się
między Wiolą a jej ojcem. Moim zdaniem jest to piękne odwzorowanie
zażyłości jaka łączy ojca i córkę. Nie ma tutaj
spektakularnych aktów miłości, są za to chwile spędzone na
prozaicznych ale jakże ważnych czynnościach. Ich więź na tle
całej książki wydaje się najgłębsza i najbardziej wyjątkowa. W
końcu oboje są gugułami. Mężczyzna mimo, iż wydaje się
dojrzałym człowiekiem jest jedynie ofiarą dorosłości – owocem,
który nigdy nie zdążył dojrzeć.
Grzegorzewska
napisała piękną balladę o polskiej wsi. Dzięki zastosowaniu
dziecięcej bezkrytyczności, ukazała dość przykry dla Polski
okres historyczny w ciepłych barwach – to o czym nie wspominają
podręczniki.
Szczerze
mówiąc, dawno nie czytałam tak ciepłej, szczerej i mądrej
książki. Jestem pod wrażeniem tego jak autorka w prostych
opowiadaniach przemyciła tak naprawdę kwintesencję dorastania i
życia w ogóle. Absolutnie nie dziwi mnie to, iż pozycja ta
została zauważona za granicą. W mojej „biblioteczce” zajmie
szczególne miejsce i będzie jedną z niewielu, które przeczytam
ponownie.
0 komentarze