Anonimowo o książkach

Witajcie 



Slade House to moje pierwsze i dość zaskakujące spotkanie z twórczością Davida Mitchella. Szczerze mówiąc, spodziewałam się zupełnie czego innego. Głównie dlatego, że książka sklasyfikowana jest jako horror (na większości bardziej poczytnych portali) moje wyobrażenia, zwłaszcza po przeczytaniu blurba i jej kilku pierwszych stron kierowały się raczej ku masakrze i grozie w czystej postaci niż ku historii fantastycznej ogólnie. Ale jak to mówią - nie ma tego złego (…)!

Postaram się przybliżyć Wam nieco historię. Jeżeli jednak chcecie być zupełnie zaskoczeni formą opowieści, przeczytajcie jedynie dwa pierwsze zdania poniższego akapitu lub nie czytajcie go wcale. Aby uspokoić tych bardziej odważnych, informuję, że nie zdradzę Wam niczego, czego nie domyślilibyście się sami po przeczytaniu kilku może kilkunastu pierwszych stron.

Historia owianego tajemnicą Slade House rozpoczyna się w 1979 roku, kiedy wraz z Ritą i Nathanem Bishopami wstępujemy na teren posiadłości niejakich Grayerów. Mieszkańcy rezydencji przyjmują gości jedynie raz na 9 lat i są to ZAWSZE goście wyjątkowi. Przybyły Nathan, który, mimo iż miał być jedynie dodatkiem do swej utalentowanej matki, jest tak naprawdę powodem, dla którego powstała tegoroczna inscenizacja. Przedstawienia na Slade Alley mają jednak to do siebie, że widownia właściwie nigdy z nich nie wraca. 

Opowieść o Slade House i jego mieszkańcach rozgrywa na przestrzeni pięciu cykli. Pierwszy, o którym już wspomniałam ma miejsce w roku 1979 r., ostatni zaś w 2015 r. (nie oznacza to, że towarzyszymy im nieustannie przez cały ten czas). W rzeczywistości nasza obecność ogranicza się jedynie do szczególnych dni końca cyklu, kiedy to oglądamy antyfony (iluzje) oczyma gości zaproszonych przez rodzeństwo Grayerów. Prowadzona narracja ulega zmianie dopiero w piątym (ostatnim) cyklu, kiedy zaczynamy poznawać historię z perspektywy Nory Grayer. Jest to w moim odczuciu zbyt znamienne w kontekście wcześniejszych wydarzeń i pozwala niestety przewidzieć pewną część zakończenia.

 Każda z antyfon i narracji jest zupełnie inna, tak jak inni są ich bohaterowie. Jedne kuszą awansem społecznym, inne płomiennym uczuciem a jeszcze inne obietnicą odkrycia prawdy - każda z nich oparta jest na pragnieniach swojej ofiary. Dla mnie zdecydowanie najciekawszymi historiami i jednocześnie tymi najlepiej opowiedzianymi były te zawarte w pierwszej i trzeciej iluzji. Obie były znakomicie dopracowane i miały dobrze skonstruowanych bohaterów.

Mimo, że wszystkie opowieści były na dość wysokim poziomie, moim zdaniem najsłabsza była ostatnia. Odniosłam wrażenie, że w najważniejszym dla powieści momencie Mitchellowi trochę zabrakło pomysłu, przez co punkt kulminacyjny w moim odczuciu stał się nijaki. Na szczęście zakończenie nie podzieliło jego losu.

Książka pomimo kilku uchybień (niestety w istotnych momentach) i dość prostego pomysłu podobała mi się. Co prawda nie znajdziemy tutaj głębszego przesłania, czy nadzwyczajnie rozbudowanego świata przedstawionego, ale w zamian otrzymamy dość interesujących bohaterów. Prosty, przy czym elegancki język oraz ciekawe subfabuły są warte poświęcenia tych kilku godzin na lekturę. To, że Slade House nie posiada drugiego dna czyni ją lekturą lekką i niezobowiązującą, co będzie ogromną zaletą dla wielu czytelników szukających relaksu. Ja zapewne niedługo zapoznam się z tymi bardziej wymagającymi pozycjami autora. 

Okładka: Mag
Clip Arty: olddesignshop.com

Witajcie


Wydawnictwo Phantom Press, intrygująca i nawet przyjemna dla oka okładka (oczywiście, jak na standardy lat 90 tych i rzeczonego wydawnictwa) - czegóż ja, osoba wychowana na horrorach klasy B mogę chcieć więcej?

O co właściwie tyle szumu? Oto krótka informacja dla niewtajemniczonych: nieistniejące już Phantom Press w latach swej świetności wprowadziło na polski rynek ogromną liczbę horrorów, powieści fantastycznych, romansów oraz pozycji, które dzisiaj określa się mianem tzw. young adult. To właśnie temu wydawnictwu zawdzięczamy m.in. pierwsze polskie wydanie Szatańskich Wersetów Salmana Rushidiego, czy też Żon ze Stepford Iry Levina, którym to poświęcony będzie dzisiejszy wpis. Muszę przyznać, że darzę to wydawnictwo ogromnym sentymentem. Tak naprawdę moja fascynacja grozą rozpoczęła się właśnie przy jego udziale. Do dzisiaj pamiętam, z jakim podekscytowaniem czytałam Neofitę i serię o krwiożerczych Krabach Guya N. Smitha. Obie pozycje były krótkie i przyciągały kolorowymi okładkami (przyznaję, że spędzałam długie godziny na próbach ich przerysowania!). Dzisiaj wiem, że nie były to najlepsze książki, jakie przyszło mi w życiu czytać. Prawdę mówiąc, były one dość słabe, ale na tyle dziwne, by na długo je zapamiętać. Jeżeli kiedykolwiek czytaliście Smitha to zapewne wiecie, co mam na teraz myśli.

Przeczytanie Żon ze Stepford zawdzięczam pewnej grupie facebookowej, która przypomniała mi o istnieniu Phantomu i sprawiła, że na nowo zapłonęła we mnie miłość do grozy klasy B. Niemniej, nie uważam, by Ira Levin do takowej należał.

Stepford to miasto jak z frontu pocztówki - piękne i zadbane. Wszystkie trawniki są tam bardziej zielone, domy wystawniejsze, a ludzie bardziej ułożeni. To miejsce wydaje się być idealnym domem dla młodego małżeństwa z dwójką małych dzieci. Panuje tam cisza, spokój i nadzwyczaj niski poziom przestępczości. Nic powinno zatem nikogo zdziwić to, że Joanna i Walter Eberhartowie nie posiadali się za szczęścia, gdy udało im się nabyć tam nieruchomość po okazyjnej cenie. Cała rodzina szybko zaaklimatyzowała się w małomiasteczkowym środowisku. Dzieci Eberhartów znalazły nowych kompanów do zabaw, Walter zaczął uczęszczać do Stowarzyszenia Mężczyzn, a Joanna oddała się swojej pasji, jaką jest fotografia. Jako aktywistkę frapuje ją nieco brak zaangażowania kobiet w życie polityczne miasteczka jednak kobiety w Stepford są inne - to idealne panie domu z nienagannymi fryzurami, starannym makijażem, gotowe spełnić każdą zachciankę pozostałych domowników. Nasuwa się zatem pytanie: czy aby na pewno wszystko jest z nimi w porządku, czy to może jednak Joanna nienależycie przykładała się do swoich „obowiązków”? By odnaleźć odpowiedź na powyższe pytania odsyłam Was do lektury.

Żony ze Stepford to naprawdę krótka, bo zaledwie ok. 160 stronicowa pozycja, którą można przeczytać w jeden wieczór. Mnie (ze względu na inne obowiązki) zajęło to nieco dłużej. Mimo, że książka ta bardziej przypomina literaturę obyczajową niż horror, to przez cały czas towarzyszyło mi uczucie narastającego napięcia, które osiągnęło tzw. apogeum w momencie kulminacyjnym, a następnie gwałtownie opadło w punkcie rozwiązania akcji poprzedzającym prolog.

Narracja trzecioosobowa przedstawia historię jedynie z punktu widzenia Joanny. Uważam to za dobry zabieg gdyż, wprowadzenie narratora abstrakcyjnego i wszechwiedzącego pozbawiłoby powieść aury tajemniczości i napięcia, które stanowiły kluczowy element utworu.
Ira Levin pod płaszczykiem pozornie niezobowiązującej opowiastki przedstawia ważny społecznie temat. Ukazuje on podział ról społecznych i ciągłą walkę płci o poszerzenie lub ograniczenie pewnych praw. Z jednej strony barykady znajdują się kobiety walczące o emancypacje, z drugiej zaś mężczyźni, którzy oczywiście chętnie przystaliby na taki układ (o ile kobiety nadal wykonywałyby swoje kulturowo narzucone obowiązki).

Zmagania głównej bohaterki są niejako alegorią do sytuacji kobiet w ustroju społecznym. Pomimo, iż wszyscy (teoretycznie) jesteśmy równi, patriarchat wciąż nakłada na kobiety pewne obowiązki i ograniczenia, które nie obowiązują mężczyzn.

Autor na kartach powieści nakreśla nam możliwe (najczęstsze) zakończenie tej walki, jednak nie opowiada się on po żadnej ze stron zachowując tym samym obiektywność. Levin pozwala każdemu czytelnikowi z osobna ocenić sytuację. W moim odczuciu właśnie od tej oceny zależy to, jak zinterpretujemy zakończenie powieści. Możemy uznać, że w zasadzie nic wielkiego się nie stało lub też zaczniemy obawiać się o losy kobiet, które przybyły do Stepford zaraz po Joannie Eberhart.

Mimo całej miłości, jaką darzę Phantom, muszę przyznać, że strona edycyjna nie była najlepsza - można znaleźć parę literówek. Odnoszę też wrażenie, że całe tłumaczenie jest lekko toporne (nie mam pewności, gdyż nie czytałam oryginału ani żadnej innej polskiej edycji) i nieco zniechęca do czytania. Pomimo tego uważam, że można przymknąć oko na te błędy, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jakie niedociągnięcia można znaleźć w innych pozycjach wydanych przez Phantom Press. Jeśli mi nie wierzycie zajrzyjcie do Manii Guya N. Smitha - tam dopiero pojawiają się błędy przyprawiające o ból głowy!

Podsumowując: chciałabym bardzo polecić Wam tę powieść. Powinniście jednak wiedzieć, że jeżeli podejdziecie do niej z przeświadczeniem, iż jest ona klasycznym horrorem to bardzo się zawiedziecie. Nie ma tutaj żadnych krwawych ofiar, satanistycznych kultów ani też krwiożerczych krabów (po te odsyłam Was do Smitha). U Levina groza jest wysublimowana i skierowana raczej do czytelnika o konkretnych poglądach. Niemniej,u mnie ten typ grozy się sprawdza - dlatego przeczytałam tę książkę z niemałą przyjemnością. Jeżeli zatem czytaliście moje poprzednie posty i zgadzaliście się z przedstawioną w nich moją opinią to możecie sięgnąć po Żony ze Stepford bez obawy przed rozczarowaniem.

Okładka: Phantom Press

Witajcie 


"Bad Mommy" to moje pierwsze spotkanie z twórczością, pochodzącej z RPA, Tarryn Fisher. Nie było ono zachwycające, ale na tyle poprawne, bym chciała sięgnąć po jej twórczość kolejny raz. Nie będę ukrywać, że opis książki pozwolił mi myśleć, iż treść utworu będzie nieco inna niż ta, którą rzeczywiście otrzymałam. Niestety, fabuła okazała się być lekko rozczarowującą niespodzianka (wrócimy do tego za moment).

Fig Coxbury jest bardzo nieszczęśliwą kobietą borykającą się z zaburzeniami psychicznymi. Jej obsesje nasilają się w momencie, gdy na swojej drodze spotyka ona pewną małą dziewczynkę, niejaką Mercy Moon - córkę Państwa Averych.

Averowie wiodą dostatnie i szczęśliwe życie. Ojciec Mercy jest psychologiem, matka zaś jest wziętą pisarką. Cała trójka wygląda jak rodzina " z obrazka" - obrazka powstałego w wyobraźni Fig, która to niespostrzeżenie wkradła się w łaski Awerych. Może nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że lokum nowej sąsiadki zaczęło bardzo przypominać dom młodego małżeństwa. Czy identyczna zasłona prysznicowa lub tak samo tandetna figurka to wszystko czego pragnie Fig? - jeśli chcecie się tego dowiedzieć, tradycyjnie zapraszam Was do lektury.

Intryga do udziału, w której zaprasza Nas autorka jest dość interesująca, tajemnicza i pełna niedomówień. Wrażenie to potęgowane jest przez stosowanie sposobu narracji poprowadzonej z perspektywy trzech głównych bohaterów: Fig, Dariusa oraz Jolene. Spojrzenia te nie łączą się w jedną idealnie spójną całość. Nie mamy tutaj do czynienia z trzema różnymi wersjami jednej historii. Pokusiłabym się raczej o stwierdzenie, że w każdej z narracji występują punkty "graniczne" wspólne dla jednej lub obu pozostałych perspektyw. Wszystko to pozwala czytelnikowi na zorientowanie się, w jakim momencie powieści się on znajduje, a dodatkowo umożliwia poznanie różnic zauważalnych w kontekście psychiki bohaterów.
Poza punktami "granicznymi" każda z narracji swobodnie wędruje w przestrzeni pomiędzy pozostałymi i skupia się na jak najlepszym nakreśleniu własnej postaci, zatem różnią się od siebie znacznie. Nie tylko pod względem treści, ale także sposobu narracji:
· narracja Fig wydaje się mocno zaburzona, czasem nawet oderwana od rzeczywistości przez nadmierną idealizacje,
· perspektywa Dariusa przepełniona jest fałszem i ogromnym wyrachowaniem,
· narracja Jolene jest swoistym głosem rozsądku, lecz mimo tego, nie jest pozbawiona specyficznego charakteru.
Postacie nakreślone przez Tarryn Fisher nie są najmocniejszym punktem powieści. Odnoszę wrażenie, że zaburzenia przez nie prezentowane miały być ich główną kartą atutową, przez co reszta ich rysu osobowościowego i zachowań została nieco zaniedbana. Nie są to, co prawda postacie skonstruowane powierzchownie, jednak jak na powieść tak bardzo opartą o wątki psychologiczne zabrakło mi głębszego wglądu w umysły bohaterów. Rozumiem ideę "epizodu z życia", jednak bez pewnej podbudowy z przeszłości trudno jest wykreować interesujące postacie dla tego typu powieści. O ile w moim odczuciu taki zarys obroniłby się w książkach skupionych na dynamicznej akcji, to o tyle w utworach o fabule statycznej nie jest to już takie oczywiste - czuję niedosyt.

Sam pomysł na fabułę był ciekawy i bardzo aktualny. Biorąc pod uwagę kontekst kraju zamieszkania autorki (Stany Zjednoczone) można wysnuć przypuszczenie, że książka przeraża tam znacznie bardziej niż w Polsce. Problem oddalenia kulturowego - dotyczy większości książek obcojęzycznych autorów.

Jak wspomniałam na początku - oczekiwałam nieco innego rozwoju wydarzeń, czegoś bardziej adekwatnego do opisu promocyjnego. To dlatego czuję się nieusatysfakcjonowana po przeczytaniu historii z życia Coxbury i Averych. Kolejnym elementem, który spotęgował moje rozczarowanie okazały się postacie oraz chaotyczność działań, jakie one podejmowały. Uważam, że może to uznać za pewną wadę techniczną wynikająca z szerokiego spektrum narracyjnego. Niektóre wątki nie zgrały się ze sobą w logiczny sposób, inne natomiast zostawały zupełnie porzucane - trochę przykre ze względu na to, iż angażowały mnie one bardziej niż pozostałe. Rozpatrując książkę holistycznie uznaję, że nie są to jakieś ogromne niedociągnięcia i nie powinny pełnić roli dystraktorów. Wbrew wszystkiemu historia jest zrozumiała i brnie do punktu kulminacyjnego. Po punkcie kulminacyjnym stety/ niestety nastąpiło zakończenie, którego tzw. plot twist miał przerażać i zmuszać do refleksji. Nie mam żadnych wątpliwości, że zabieg ten odniósł sukces w USA. W Polsce, ze względu na inne doświadczenia społeczne (stalking i pokrewne mu działania nie są obiektami zainteresowania opinii publicznej i często występującymi zjawiskami) już niekoniecznie. Nie chce przez to powiedzieć, że zakończenie było złe - absolutnie nie. Było ono w porządku, tylko nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jakie zapewne zaplanowała autorka.

"Bad mammy" jest w moim odczuciu pozycją ze średniej półki, którą warto przeczytać ze względu na jej nietypowy pomysł i podjętą w niej problematykę. Uważam, że książka ta znajdzie rzeszę zwolenników. Przypuszczam, że znajdą się wśród nich głównie osoby, które nie przepadają za "dłużyznami" i bardzo rozbudowanymi rysami charakterologicznymi.

Okładka: Sine Qua Non

Witajcie


Zofia Glodtówna, z męża profesorowa Szczupaczyńska, ma tylko jedno marzenie - chce obracać się w kręgach najznamienitszych osobistości Krakowa. Ale jak zwykła mieszczka bez szlacheckiego rodowodu może dopiąć swego?

W Krakowie w czasach Mistrza Matejki są na to właściwie dwa sposoby: kariera zawodowa i filantropia. Zofia jako kobieta inteligentna stara się korzystać z obu.
O ile inwestycja w karierę małżonka okazała się udana, o tyle z przebiciem się na rynku dobroczynność jest już nieco gorzej. Ale czemuż się dziwić, skoro największymi filantropkami są hrabiny i baronowe.

Spokojnie, profesorowa i na to znalazła sposób - postanowiła urządzić kwestę najlepiej pod patronatem kogoś wyżej urodzonego. Aczkolwiek, by takową zorganizować trzeba mieć fanty, po które Zofia z przyjemnością uda się do Domu Helclów. Ekskluzywny dom spokojnej starości przywita ją jednak nie tylko fantami ale i tajemnicą, która sprawi, że los dzieci skrofulicznych usunie się na dalszy plan.

Jeśli chcecie wiedzieć, co to za tajemnica i dlaczego sprawiła, że w profesorowej obudził się instynkt detektywa zapraszam Was do zapoznania się z "Tajemnica Domu Helclów" Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego.

Było to moje pierwsze spotkanie z kryminałem retro -  z resztą bardzo udane. Choć sam wątek kryminalny w moim odczuciu stanowił raczej leitmotiv to był on naprawdę intrygujący i trudny do przewidzenia. Śledztwo profesorowej zamiast dostarczać odpowiedzi nastręczało kolejnych pytań. Rozwiązania zagadki nie ułatwiał również fakt, że autorzy niekoniecznie chcieli dzielić się ze mną przemyśleniami Zofii, oczywiście tymi ze śledztwa, bo w innych przypadkach Szczupaczyńska raczyła mnie ich ogromną ilością, bawiąc przy tym do łez. Uważam, że zabieg zastosowany przez Dehnela i Tarczyńskiego był wymierzony idealnie w punkt. Rozbudzili moją ciekawość i nie pozwolili pozostawić lektury aż do rozwiązania zagadki.

Niezaprzeczalnie wątkiem wiodącym utworu jest życie Zofii. Zawoalowane kłótnie z kuzynką, zwalnianie nowych służących, czy bywanie tam gdzie bywać wypada jest chlebem powszednim dla mieszczki i niejako dla Nas czytelników, którzy za nią podążają. Przyznaję, że nie tego oczekiwałam po powieści detektywistycznej i zapewne byłabym zirytowana wszechobecnymi wątkami obyczajowymi gdyby nie fakt, iż są one przezabawne. Książka miała być satyrą dawnego mieszczaństwa i dokładnie tak jest.

Autorzy z gracją przenoszą Nas w realia XIX - wiecznego Krakowa, wplatając w fabułę wiele nawiązań historycznych oraz tych związanych z obyczajami. Pełni dziwnego podniecenia uczestniczymy w pogrzebie Matejki (w końcu Ignacy Szczupaczyński, jako profesor zajmuje teraz lepsze miejsce w pochodzie żałobnym), z radością idziemy wraz z Profesorstwem na otwarcie Teatru Miejskiego (Zofia nie wyobraża sobie niepójścia -  jest to, co najmniej wydarzenie sezonu, dzięki któremu może stać się bardziej rozpoznawalna w wyższych kręgach). Wyżej wymienione są tylko nielicznymi przykładami, które ukazują jak duży wkład pracy włożyli w tę książkę Dehnel i Tarczyński. Trudno jest stworzyć powieść z historią w tle w taki sposób, by nie nużyła ona przeciętnego czytelnika. Uważam, że ta sztuka (przynajmniej w moim przypadku pisarzom się udała, a zaznaczę, iż nie jestem pasjonatką historii). 

Mimo moich bardzo pozytywnych wrażeń, podczas czytania zauważyłam jeden spory mankament - w momencie kulminacyjnym Zofia wygłasza mowę rodem z Sherlocka Holmesa, która niestety nijak mi do niej nie pasuje. Nie odmawiam oczywiście bohaterce sprytu i inteligencji, ale chyba na przestrzeni całej książki zobaczyłam w jej zachowaniu zbyt wiele dulszczyzny, by teraz nie poddać tego faktu w wątpliwość. Odnoszę wrażenie, że autorzy pragnęli ukazać protagonistkę jako osobę, która dzięki przebiegłości i inteligencji potrafi zwalczyć własną kołtunerię. Niestety - ponieśli porażkę. Nie twierdzę, że Zofia to jeden do jednego Aniela Dulska (co to to nie!), ale miewa ona przebłyski dulszczyzny, które niestety kładą się cieniem na jej wiarygodności w roli detektywa. Zwyczajnie trudno jest uwierzyć, iż ktoś kto kilka dni wcześniej bierze udział w "wyścigu" na dekorowanie krypty cmentarnej na Wszystkich Świętych może rozwiązać zagadkę, której nie podołał, może niezbyt zaangażowany, ale jednak sędzia śledczy.

Reasumując, Jacek Dehnel i  Piotr Tarczyński stworzyli dobry kryminał retro, jednakowoż zbytnio skupili się na retro, a trochę zapomnieli o wątku kryminalnym. Niemniej jednak, zrekompensowali mi te dysproporcje świetnym poczuciem humoru. Atutem powieści zdecydowanie jest bogate tło historyczne i odwzorowany z dbałością o szczegóły język. Z zaciekawieniem obserwowałam również przebieg śledztwa Zofii. Choć największym plusem powieści była niewątpliwie ona sama. Dawno nie spotkałam się z tak specyficznie skonstruowaną postacią. Z jednej strony inteligentna i przewidującą, a z drugiej tak przesycona zaściankowym podejściem kobieta. 

Książka bardzo mi się podobała. Polecam Wam ją w nadziei, że spędzicie przy niej czas równie dobrze jak ja.

Okładka: Znak Literanova                                                                                                                                                 

* Maryla Szymiczkowa to pseudonim powstały na potrzeby powieści o Profesorowej Szczupaczyńskiej





Witajcie

Halloween to szczególny czas, który większość z Nas spędza na oglądaniu lub czytaniu wszelkiego rodzaju grozy. Mimo, iż oficjalnie odżegnujemy się od jego celebrowania, dzień ten zdaje się wpisywać coraz bardziej w naszą kulturę i obyczaje. Nie świętujemy go, co prawda na taką skalę jak amerykanie, czy brytyjczycy ale z roku na rok możemy zaobserwować wzrost aktywności z nim związanych. Już w październiku na sklepowych wystawach pojawiają się uśmiechnięte dynie, czy upiorne duszki w najróżniejszych zestawieniach. Zaczynają się halloweenowe konwenty i maratony grozy w największych sieciach kinowych.
Nie jestem przeciwniczką takiego "amerykanizowania" kultury a samo Halloween uważam za świetne urozmaicenie długich jesiennych wieczorów, dlatego też postanowiłam podzielić się z Wami moimi ulubionymi książkami i filmami grozy, które powinny (a przynajmniej mam taką nadzieję) uprzyjemnić Wam ten szczególny wieczór 🎃

Życzę Wam udanej lektury i "strasznego" Halloween 🎃👾💀

Książki:

"Miasteczko Salem"
Stephen King
W prowincjonalnym amerykańskim miasteczku zaczynają dziać się rzeczy niepojęte i przerażające. Znikają bądź umierają w dziwnych okolicznościach dzieci i dorośli, jedna śmierć pociąga za sobą drugą. Czyżby Salem było nawiedzone przez złe moce? Kilku śmiałków, którym przewodzi mały chłopiec, wydaje im pełną determinacji walkę. Miasteczko Salem, klasyczny horror Stephena Kinga, ukazało się po raz pierwszy w roku 1975. Demoniczna opowieść natychmiast przeraziła i oczarowała czytelników i stała się światowym bestsellerem. Doczekała się też dwóch ekranizacji.
"Pustki"
Andrew Michael Hurley


„Końcówka jesieni była dzika i gwałtowna. Chociaż tu, w Londynie, pogoda obeszła się z ludźmi łaskawie. Na północy zalało trakcje kolejowe, całe wioski topiły się w brunatnej, mętnej wodzie z okolicznych rzek. Ostatnio w mediach pojawiła się informacja o nagłym obsunięciu się ziemi w Coldbarrow. I o szczątkach dziecka, które przy tej okazji znaleziono w starym domu u stóp klifu. Coldbarrow. Nie słyszał tej nazwy długo, chyba od trzydziestu lat. Podświadomie zawsze jednak wiedział, że to, co się tam stało, prędzej czy później musi wyjść na jaw…”
"Bestia"
Piotr Rozmus 
Każde miasto ma swoje mroczne tajemnice… Mieszkańcy Szczecinka zastygli w śmiertelnym przerażeniu. Dwie brutalnie zamordowane młode kobiety, dwoje porwanych dzieci i oskórowany mężczyzna – to bilans kilku tygodni. Gdy emerytowany komisarz policji starał się uciec przed zmorami przeszłości, to miejsce wydawało mu się sielską przystanią. Tymczasem staje on przed podwójnym wyzwaniem. Musi włączyć się w poszukiwania psychopatycznego mordercy, a także po raz drugi zmierzyć się z niejakim Łezką, szefem szczecińskiej mafii, który przed laty wydał wyrok na jego córeczkę. Nie wie jednak, że w ukryciu czyha jeszcze jeden przeciwnik, inteligentny i bardziej niebezpieczny, którego dziedzictwo zła sięga lat wojny…
"Poza sezonem"
Jack Ketchum
Wypoczynek w nadmorskim kurorcie zamienia się w straszliwy koszmar dla pięknej nowojorskiej redaktorki i grupy jej przyjaciół. Trzy kobiety i trzech mężczyzn muszą stawić czoła złu, które czai się w lasach wokół Dead River. Zaczyna się polowanie, które zamienia się w krwawą walkę o przetrwanie. Czy opuszczony dom na odludziu będzie miejscem ostatecznej klęski człowieczeństwa?
"Jestem legendą" 
Richard Matheson 
Robert Neville to genialny naukowiec, jednak nawet jemu nie udało się opanować straszliwego wirusa, którego nie można powstrzymać ani wyleczyć i który... został stworzony ludzką ręką. Neville, z niewiadomego powodu odporny na działanie wirusa, jest ostatnim żyjącym człowiekiem w mieście – kiedyś zwanym Nowym Jorkiem... – a być może nawet na świecie. Jednak nie jest sam. Otaczają go „Zarażeni” – ludzie, którzy na skutek epidemii zmienili się w mięsożernych mutantów zdolnych do funkcjonowania jedynie w ciemnościach, pożerających i zarażających wszystko i wszystkich na swojej drodze.Ostatnie trzy lata Neville buszował po okolicy w poszukiwaniu pożywienia i zapasów, systematycznie wysyłał w eter wiadomości, wierząc, że dotrą one do innych ocalałych. Jednak Zarażeni cały czas czają się w mroku, obserwują każdy jego ruch i czekają, aż zrobi jeden śmiertelny błąd. Będąc jedyną nadzieją ludzkości, Neville ma już tylko jeden cel: znaleźć sposób na odwrócenie działania wirusa. Chce do tego wykorzystać własną, odporną na chorobę krew, na którą jednak wciąż polują Zarażeni. Neville wie, że potwory mają nad nim przewagę, a jego czas nieubłaganie dobiega końca.
Filmy: 

"Coś za mną chodzi" 
It Follows (2014)

19-letnia Jay prześladowana jest przez tajemniczą siłę. Niebezpieczeństwo czai się na każdym kroku, gdyż zło może przybrać postać dowolnej osoby - nieznajomego, albo kogoś z najbliższego otoczenia Jay. Dziewczyna, wspierana przez grupkę przyjaciół, desperacko walczy, by przetrwać i znaleźć sposób na powstrzymanie złowrogiej mocy.
"To przychodzi po zmroku"
It Comes at Night (2017)


Wyobraź sobie koniec świata. A teraz wyobraź sobie coś znacznie gorszego...Paul zrobi wszystko, żeby ochronić swoją rodzinę przed nadciągającym, tajemniczym wirusem. Na całym świecie nie ma dla nich bezpiecznego miejsca, oprócz opuszczonego domku w środku lasu. Żyją według surowych zasad, chcąc przetrwać najgorsze. Sytuacja komplikuje się, gdy do chatki trafia kolejna rodzina poszukująca schronienia...
"Eden Lake"
Eden Lake (2008) 

Młoda para, Steve i Jenny, postanawia wyjechać na krótki odpoczynek poza miasto. Udaje im się rozbić namiot w okolicy jeziora, wypad zapowiada się sielsko, tym bardziej, że w jego trakcie Steve pragnie się oświadczyć ukochanej. Ich wczasowe plany krzyżuje jednak banda wyrostków, która swym głośnym i wulgarnym zachowaniem burzy spokój zakochanych. Drobne spięcie pomiędzy parą a grupą młodzieży nieoczekiwanie doprowadzi do prawdziwego wybuchu bezsensownej przemocy...
"Zanim się obudzę"
Before I Wake (2016)


Młode małżeństwo, po tragicznej stracie ukochanego syna, adoptuje ośmioletniego chłopca. Jessie i Mark robią wszystko, by stworzyć dziecku kochającą się i szczęśliwą rodzinę. Szybko okazuje się jednak, że Cody, który jest uroczym i grzecznym chłopcem, skrywa mroczny sekret. Kiedy Cody zasypia, jego sny stają się rzeczywistością. Koszmary również... Rodzinę zaczynają nawiedzać wyśnione przez chłopca demony. Jessie i Mark zrobią wszystko, by dotrzeć do źródła lęków syna, zanim ich życie zmieni się nie do poznania. 
"Widzę, widzę"
Ich seh, Ich seh (2014) 


Dziesięcioletni bracia bliźniacy, Lucas i Elias, spędzają wakacje w letnim domu. Są nierozłączni i niemal identyczni, mimo że jeden wygląda na bardziej strachliwego i wrażliwszego, ulega szalonym pomysłom nieokiełznanego brata. Ich matka wraca ze szpitala z twarzą owiniętą bandażami. Rozdrażniona, nieszczęśliwa i obolała nie przypomina dawnej słodkiej mamy, wprowadza we wspólne życie nowe zasady. Chłopcy z dnia na dzień nabierają podejrzeń, że nie jest tą, za którą się podaje. Tworzą opozycyjny front wobec jej coraz bardziej agresywnych zachowań. By odkryć, co stoi za obcością matki, sięgną po drastyczne środki. 
"Kiedy gasną światła"
Lights Out (2016) 


Kiedy Rebecca opuściła rodzinny dom, myślała, że wraz z nim pozostawiła za sobą lęki z dzieciństwa. Dorastając, nigdy nie miała całkowitej pewności, co było prawdziwe, a co nie, zwłaszcza kiedy gasły światła. Teraz jej młodszy brat, Martin, jest świadkiem tych samych niewyjaśnionych i przerażających sytuacji, które kiedyś wystawiały na próbę jej zdrowie psychiczne i zagrażały bezpieczeństwu. Przerażająca istota w tajemniczy sposób związana z matką rodzeństwa, Sophie, ponownie pojawiła się w ich życiu. Tym razem jednak, w miarę jak Rebecca zbliża się do odkrycia prawdy, nie ma wątpliwości, że ich życiu zagraża niebezpieczeństwo... zwłaszcza Kiedy gasną światła.

Witajcie 



Przed Louisem Creedem i jego rodziną właśnie otworzyły się drzwi do lepszego życia - nowy, piękny dom, dobrze płatna posada lekarza uniwersyteckiego, dużo miejsca dla  dzieci i mili sąsiedzi. Ludlow w stanie Maine, czyli nowe miejsce zamieszkania bohaterów z pozoru przypomina raj na ziemi. Niestety ten sielski obraz burzy droga stanowa i donośny  warkot nadjeżdżających ciężarówek. Gdyby tylko nowe podwórze Creedów leżało kilka metrów dalej wszystko mogło by potoczyć się zupełnie inaczej.. 

Rachel i Louis Creedowie są młodym małżeństwem na dorobku, z dwójką zdrowych i pięknych dzieci: 5-letnia Ellie i 2-letnim Gagem. Po dość stresującym początku ich życie w małym miasteczku zaczyna się stabilizować. Eileen uczęszcza do przedszkola, Louis dobrze radzi sobie w przychodni, a Rachel i Gage wydają się szczęśliwi w nowym domu. Wszystko jednak zmienia się w okolicach Święta Dziękczynienia, gdy Church - kot pięciolatki - postanawia przeprawić się przez drogę o jeden raz za dużo. Od tego momentu nad rodziną lekarza zaczyna krążyć coś złego i nieuchronnego, kryjącego się daleko za wiatrołomem na cmentarzu zwierząt. 
Wspomniane "coś" sprawiło, że Ludlow stało się dla Creedów  koszmarem, przed którym ostrzegał ich Victor Pascow. 

Stephen King jest jednym z niewielu, jeśli nie jedynym pisarzem za którego twórczością tęsknie i często do niej wracam. Kiedyś nawet zostałam posądzona o monogamię. Nie jest to jednak prawda. Uważam, że prawdziwą przyjemność powinno się dawkować, a tą właśnie jest dla mnie zgłębianie świata wykreowanego przez Mistrza. 

Do wszystkich książek napisanych przez tego autora podchodzę pełna oczekiwań. Podobnie było w tym przypadku. Liczyłam na powieść pełną grozy oraz przesyconą niepokojem. Czy się zawiodłam? Nie. Otrzymałam to, czego oczekiwałam. 

Sposób budowania napięcia jest dla mnie jak zwykle niezrównany. Sielskość, która stopniowo ustępuje miejsca niepokojowi i złym przeczuciom wprowadza gęsta i niezwykle duszną atmosferę, która dobrze znana jest fanom Kinga. "Cmętarz Zwieżąt" to książka, która bez dwóch zdań opiera się właśnie na tym klimacie. Nie ma tutaj pędzącej na łeb na szyję akcji. Nie ma trupów w szafie. Jest solidnie stworzona i angażująca opowieść, obok której trudno przejść obojętnie. Jedni będą znudzeni wolnym rozwojem wydarzeń, drudzy (w tym ja) będą zachwyceni mogąc poznawać kolejne, pozornie niezwiązane z główną osią akcji treści. 

Niewątpliwym atutem "Cmętarza Zwieżąt" są dobrze skonstruowane i realistyczne postacie. Nie ma tutaj miejsca na przypadkowość. Wszystkie cechy bohaterów są spójne i znajdują swoje źródła w przeszłości postaci. Na szczególną uwagę zasługuje sylwetka Louisa Creeda, którego przemiana ze zdroworozsądkowego lekarza w złamanego przez ogromną osobista tragedię człowieka jest wątkiem wiodącym powieści. King z ogromną dozą realizmu opisuje mechanizmy, jakimi kieruje się cała rodzina i każdy jej poszczególny członek z osobna w momencie ogromnej tragedii, jaką jest śmierć kogoś bliskiego. Jest to obraz niezwykle wstrząsający i zachęcający do refleksji, a jednocześnie ukazujący to, jak dobrym obserwatorem życia codziennego jest Stephen. 

Nie zauważyłam tym razem żadnych wad powieści. Gawędziarstwo i powolny rozwój akcji, które wiele osób poczytuje jako wady, mnie bardzo się podobają. Ba! w moim odczuciu sprawiają one, że historia staje się pełniejsza.
Jedyną sprawą, która nie daje mi spokoju jest długość książki. Moim zdaniem jest ona zbyt krótka.

Mimo, iż wszystkie wątki zostały zakończone czuję pewien niedosyt. Z radością poznałabym wydarzenia, mogące nastąpić po  prologu, którego zakończenie pozostało otwarte. Oczywiście możemy sugerować się ostatnią sceną filmu o tym samym tytule, która jest nieco bardziej sugestywna. Może jest to "oczko" puszczone przez Kinga (był on również autorem scenariusza do filmu) w stronę  czytelnika,  a może jedynie zmiana wprowadzona na potrzeby rynku. Nie mnie to oceniać. Tak, czy inaczej nadal chcę więcej i żywię nadzieje, że skoro "Lśnienie" doczekało się swojej kontynuacji to może podobnie będzie z "Cmętarzem Zwieżąt". W końcu King to bardzo płodny pisarz, któremu jak widać pomysłów nie brakuje. 


Okładka: Prószyński i S-ka 

Witajcie



Okładka: Czarne
 „Guguły” Wioletty Grzegorzewskiej to zbiór opowiadań, który znalazł się na długiej liście książek nominowanych do tegorocznej edycji The Man Booker International.

Tytułowe guguły to niedojrzałe owoce, które w utworze Grzegorzewskiej nabierają nowego znaczenia. Symbolizują one okres dojrzewania, pierwsze niczym nieskalane doświadczenia ale także niechęć do zmagania się z dorosłością, która czy tego chcemy czy nie upomni się o każdego. Guguły to wreszcie smak dzieciństwa na sielskiej, ludowej wsi, bliski nam samym lub naszym rodzicom.

Autorka kreuje obraz PRL-u, który mnie znany jest jedynie z książek i rodzinnych opowieści. To w pewien sposób zaburza mi odbiór utworu i sprawia, że nie czuję się kompetentna do pełnej jego oceny. Zapewne zostanie on odebrany z większym rozrzewnieniem i świadomością przez osoby, które przeżywały swoją wczesną młodość za czasów Polski Ludowej.

Witajcie

  
Okładka: Zysk i S-ka
 „Zombie.pl” to druga książka duetu polskich autorów, którą przeczytałam. Pierwszy raz z twórczością Łukasza Radeckiego i Roberta Cichowlasa spotkałam się przy okazji zbioru opowiadań „Pradawne Zło”. Nie ukrywam, iż byłam ciekawa jak pisarze poradzą sobie z dłuższą formą, jaką niewątpliwie jest powieść. Jeśli chcecie dowiedzieć się, czy sprostali moim oczekiwaniom to zapraszam Was do dalszej części notatki.

Akcja utworu rozpoczyna się w sposób dość sielankowy. Karol Szymkowiak, właściciel dobrze prosperującej sieci restauracji, wraz ze swoim managerem otwiera nową knajpę w Gdańsku. Jest to doskonały powód do świętowania, a mężczyźni nie zamierzają szczędzić sobie alkoholu. Wycieczka po mieście szybko kończy się dla obu błogosławieństwem nieświadomości. Następnego dnia rano restaurator budzi się z ogromnym kacem, a na domiar złego znajduje zdekapitowane zwłoki swojego przyjaciela na hotelowym korytarzu.
Zaczyna się obiecująco, prawda? Jest to zaledwie początek kłopotów młodego biznesmena. Nadmorskie miasto zostało opanowane przez hordy zombie. Od teraz mężczyzna musi walczyć o przetrwanie.

Starsze posty Strona główna

Plany czytelnicze

Plany czytelnicze

Anonimowo o książkach

O mnie

Marta
Wyświetl mój pełny profil

Popularne Posty

  • Cmętarz Zwieżąt Stephen King
    Witajcie  Przed Louisem Creedem i jego rodziną właśnie otworzyły się drzwi do lepszego życia - nowy, piękny dom, dobrze płatna posada...
  • Polskie morderczynie Katarzyna Bonda
    Witajcie Okładka: MUZA S.A. Pierwszy raz o książce Katarzyny Bondy usłyszałam na zajęciach ze współczesnych systemów resocjalizacj...
  • Tajemnica Domu Helclów Jacek Dehnel, Piotr Tarczyński
    Witajcie Zofia Glodtówna, z męża profesorowa Szczupaczyńska, ma tylko jedno marzenie - chce obracać się w kręgach najznamienitszych ...

Kategorie

Recenzje 13 Groza 4 Inne 4 Kryminał 4 Thriller 2 Fantastyka 1 Klasycznie o książkach 1 Literatura faktu 1 Literatura współczesna 1 Seria z Phantom Press 1
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Obserwatorzy

Blog Archive

  • maja (1)
  • marca (1)
  • grudnia (1)
  • listopada (1)
  • października (2)
  • września (1)
  • sierpnia (1)
  • lipca (1)
  • czerwca (1)
  • maja (1)
  • kwietnia (1)
  • marca (3)
  • listopada (1)
  • października (1)
  • sierpnia (2)

Copyright © 2016 Anonimowo o książkach . Created by OddThemes | Distributed By Gooyaabi Templates