Tajemnica Domu Helclów Jacek Dehnel, Piotr Tarczyński

Witajcie


Zofia Glodtówna, z męża profesorowa Szczupaczyńska, ma tylko jedno marzenie - chce obracać się w kręgach najznamienitszych osobistości Krakowa. Ale jak zwykła mieszczka bez szlacheckiego rodowodu może dopiąć swego?

W Krakowie w czasach Mistrza Matejki są na to właściwie dwa sposoby: kariera zawodowa i filantropia. Zofia jako kobieta inteligentna stara się korzystać z obu.
O ile inwestycja w karierę małżonka okazała się udana, o tyle z przebiciem się na rynku dobroczynność jest już nieco gorzej. Ale czemuż się dziwić, skoro największymi filantropkami są hrabiny i baronowe.

Spokojnie, profesorowa i na to znalazła sposób - postanowiła urządzić kwestę najlepiej pod patronatem kogoś wyżej urodzonego. Aczkolwiek, by takową zorganizować trzeba mieć fanty, po które Zofia z przyjemnością uda się do Domu Helclów. Ekskluzywny dom spokojnej starości przywita ją jednak nie tylko fantami ale i tajemnicą, która sprawi, że los dzieci skrofulicznych usunie się na dalszy plan.

Jeśli chcecie wiedzieć, co to za tajemnica i dlaczego sprawiła, że w profesorowej obudził się instynkt detektywa zapraszam Was do zapoznania się z "Tajemnica Domu Helclów" Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego.

Było to moje pierwsze spotkanie z kryminałem retro -  z resztą bardzo udane. Choć sam wątek kryminalny w moim odczuciu stanowił raczej leitmotiv to był on naprawdę intrygujący i trudny do przewidzenia. Śledztwo profesorowej zamiast dostarczać odpowiedzi nastręczało kolejnych pytań. Rozwiązania zagadki nie ułatwiał również fakt, że autorzy niekoniecznie chcieli dzielić się ze mną przemyśleniami Zofii, oczywiście tymi ze śledztwa, bo w innych przypadkach Szczupaczyńska raczyła mnie ich ogromną ilością, bawiąc przy tym do łez. Uważam, że zabieg zastosowany przez Dehnela i Tarczyńskiego był wymierzony idealnie w punkt. Rozbudzili moją ciekawość i nie pozwolili pozostawić lektury aż do rozwiązania zagadki.

Niezaprzeczalnie wątkiem wiodącym utworu jest życie Zofii. Zawoalowane kłótnie z kuzynką, zwalnianie nowych służących, czy bywanie tam gdzie bywać wypada jest chlebem powszednim dla mieszczki i niejako dla Nas czytelników, którzy za nią podążają. Przyznaję, że nie tego oczekiwałam po powieści detektywistycznej i zapewne byłabym zirytowana wszechobecnymi wątkami obyczajowymi gdyby nie fakt, iż są one przezabawne. Książka miała być satyrą dawnego mieszczaństwa i dokładnie tak jest.

Autorzy z gracją przenoszą Nas w realia XIX - wiecznego Krakowa, wplatając w fabułę wiele nawiązań historycznych oraz tych związanych z obyczajami. Pełni dziwnego podniecenia uczestniczymy w pogrzebie Matejki (w końcu Ignacy Szczupaczyński, jako profesor zajmuje teraz lepsze miejsce w pochodzie żałobnym), z radością idziemy wraz z Profesorstwem na otwarcie Teatru Miejskiego (Zofia nie wyobraża sobie niepójścia -  jest to, co najmniej wydarzenie sezonu, dzięki któremu może stać się bardziej rozpoznawalna w wyższych kręgach). Wyżej wymienione są tylko nielicznymi przykładami, które ukazują jak duży wkład pracy włożyli w tę książkę Dehnel i Tarczyński. Trudno jest stworzyć powieść z historią w tle w taki sposób, by nie nużyła ona przeciętnego czytelnika. Uważam, że ta sztuka (przynajmniej w moim przypadku pisarzom się udała, a zaznaczę, iż nie jestem pasjonatką historii). 

Mimo moich bardzo pozytywnych wrażeń, podczas czytania zauważyłam jeden spory mankament - w momencie kulminacyjnym Zofia wygłasza mowę rodem z Sherlocka Holmesa, która niestety nijak mi do niej nie pasuje. Nie odmawiam oczywiście bohaterce sprytu i inteligencji, ale chyba na przestrzeni całej książki zobaczyłam w jej zachowaniu zbyt wiele dulszczyzny, by teraz nie poddać tego faktu w wątpliwość. Odnoszę wrażenie, że autorzy pragnęli ukazać protagonistkę jako osobę, która dzięki przebiegłości i inteligencji potrafi zwalczyć własną kołtunerię. Niestety - ponieśli porażkę. Nie twierdzę, że Zofia to jeden do jednego Aniela Dulska (co to to nie!), ale miewa ona przebłyski dulszczyzny, które niestety kładą się cieniem na jej wiarygodności w roli detektywa. Zwyczajnie trudno jest uwierzyć, iż ktoś kto kilka dni wcześniej bierze udział w "wyścigu" na dekorowanie krypty cmentarnej na Wszystkich Świętych może rozwiązać zagadkę, której nie podołał, może niezbyt zaangażowany, ale jednak sędzia śledczy.

Reasumując, Jacek Dehnel i  Piotr Tarczyński stworzyli dobry kryminał retro, jednakowoż zbytnio skupili się na retro, a trochę zapomnieli o wątku kryminalnym. Niemniej jednak, zrekompensowali mi te dysproporcje świetnym poczuciem humoru. Atutem powieści zdecydowanie jest bogate tło historyczne i odwzorowany z dbałością o szczegóły język. Z zaciekawieniem obserwowałam również przebieg śledztwa Zofii. Choć największym plusem powieści była niewątpliwie ona sama. Dawno nie spotkałam się z tak specyficznie skonstruowaną postacią. Z jednej strony inteligentna i przewidującą, a z drugiej tak przesycona zaściankowym podejściem kobieta. 

Książka bardzo mi się podobała. Polecam Wam ją w nadziei, że spędzicie przy niej czas równie dobrze jak ja.

Okładka: Znak Literanova                                                                                                                                                 

* Maryla Szymiczkowa to pseudonim powstały na potrzeby powieści o Profesorowej Szczupaczyńskiej

Share:

0 komentarze