Bad Mommy Tarryn Fisher

Witajcie 


"Bad Mommy" to moje pierwsze spotkanie z twórczością, pochodzącej z RPA, Tarryn Fisher. Nie było ono zachwycające, ale na tyle poprawne, bym chciała sięgnąć po jej twórczość kolejny raz. Nie będę ukrywać, że opis książki pozwolił mi myśleć, iż treść utworu będzie nieco inna niż ta, którą rzeczywiście otrzymałam. Niestety, fabuła okazała się być lekko rozczarowującą niespodzianka (wrócimy do tego za moment).

Fig Coxbury jest bardzo nieszczęśliwą kobietą borykającą się z zaburzeniami psychicznymi. Jej obsesje nasilają się w momencie, gdy na swojej drodze spotyka ona pewną małą dziewczynkę, niejaką Mercy Moon - córkę Państwa Averych.

Averowie wiodą dostatnie i szczęśliwe życie. Ojciec Mercy jest psychologiem, matka zaś jest wziętą pisarką. Cała trójka wygląda jak rodzina " z obrazka" - obrazka powstałego w wyobraźni Fig, która to niespostrzeżenie wkradła się w łaski Awerych. Może nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że lokum nowej sąsiadki zaczęło bardzo przypominać dom młodego małżeństwa. Czy identyczna zasłona prysznicowa lub tak samo tandetna figurka to wszystko czego pragnie Fig? - jeśli chcecie się tego dowiedzieć, tradycyjnie zapraszam Was do lektury.

Intryga do udziału, w której zaprasza Nas autorka jest dość interesująca, tajemnicza i pełna niedomówień. Wrażenie to potęgowane jest przez stosowanie sposobu narracji poprowadzonej z perspektywy trzech głównych bohaterów: Fig, Dariusa oraz Jolene. Spojrzenia te nie łączą się w jedną idealnie spójną całość. Nie mamy tutaj do czynienia z trzema różnymi wersjami jednej historii. Pokusiłabym się raczej o stwierdzenie, że w każdej z narracji występują punkty "graniczne" wspólne dla jednej lub obu pozostałych perspektyw. Wszystko to pozwala czytelnikowi na zorientowanie się, w jakim momencie powieści się on znajduje, a dodatkowo umożliwia poznanie różnic zauważalnych w kontekście psychiki bohaterów.
Poza punktami "granicznymi" każda z narracji swobodnie wędruje w przestrzeni pomiędzy pozostałymi i skupia się na jak najlepszym nakreśleniu własnej postaci, zatem różnią się od siebie znacznie. Nie tylko pod względem treści, ale także sposobu narracji:
· narracja Fig wydaje się mocno zaburzona, czasem nawet oderwana od rzeczywistości przez nadmierną idealizacje,
· perspektywa Dariusa przepełniona jest fałszem i ogromnym wyrachowaniem,
· narracja Jolene jest swoistym głosem rozsądku, lecz mimo tego, nie jest pozbawiona specyficznego charakteru.
Postacie nakreślone przez Tarryn Fisher nie są najmocniejszym punktem powieści. Odnoszę wrażenie, że zaburzenia przez nie prezentowane miały być ich główną kartą atutową, przez co reszta ich rysu osobowościowego i zachowań została nieco zaniedbana. Nie są to, co prawda postacie skonstruowane powierzchownie, jednak jak na powieść tak bardzo opartą o wątki psychologiczne zabrakło mi głębszego wglądu w umysły bohaterów. Rozumiem ideę "epizodu z życia", jednak bez pewnej podbudowy z przeszłości trudno jest wykreować interesujące postacie dla tego typu powieści. O ile w moim odczuciu taki zarys obroniłby się w książkach skupionych na dynamicznej akcji, to o tyle w utworach o fabule statycznej nie jest to już takie oczywiste - czuję niedosyt.

Sam pomysł na fabułę był ciekawy i bardzo aktualny. Biorąc pod uwagę kontekst kraju zamieszkania autorki (Stany Zjednoczone) można wysnuć przypuszczenie, że książka przeraża tam znacznie bardziej niż w Polsce. Problem oddalenia kulturowego - dotyczy większości książek obcojęzycznych autorów.

Jak wspomniałam na początku - oczekiwałam nieco innego rozwoju wydarzeń, czegoś bardziej adekwatnego do opisu promocyjnego. To dlatego czuję się nieusatysfakcjonowana po przeczytaniu historii z życia Coxbury i Averych. Kolejnym elementem, który spotęgował moje rozczarowanie okazały się postacie oraz chaotyczność działań, jakie one podejmowały. Uważam, że może to uznać za pewną wadę techniczną wynikająca z szerokiego spektrum narracyjnego. Niektóre wątki nie zgrały się ze sobą w logiczny sposób, inne natomiast zostawały zupełnie porzucane - trochę przykre ze względu na to, iż angażowały mnie one bardziej niż pozostałe. Rozpatrując książkę holistycznie uznaję, że nie są to jakieś ogromne niedociągnięcia i nie powinny pełnić roli dystraktorów. Wbrew wszystkiemu historia jest zrozumiała i brnie do punktu kulminacyjnego. Po punkcie kulminacyjnym stety/ niestety nastąpiło zakończenie, którego tzw. plot twist miał przerażać i zmuszać do refleksji. Nie mam żadnych wątpliwości, że zabieg ten odniósł sukces w USA. W Polsce, ze względu na inne doświadczenia społeczne (stalking i pokrewne mu działania nie są obiektami zainteresowania opinii publicznej i często występującymi zjawiskami) już niekoniecznie. Nie chce przez to powiedzieć, że zakończenie było złe - absolutnie nie. Było ono w porządku, tylko nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jakie zapewne zaplanowała autorka.

"Bad mammy" jest w moim odczuciu pozycją ze średniej półki, którą warto przeczytać ze względu na jej nietypowy pomysł i podjętą w niej problematykę. Uważam, że książka ta znajdzie rzeszę zwolenników. Przypuszczam, że znajdą się wśród nich głównie osoby, które nie przepadają za "dłużyznami" i bardzo rozbudowanymi rysami charakterologicznymi.

Okładka: Sine Qua Non

Share:

0 komentarze