Żony ze Stepford Ira Levin

Witajcie


Wydawnictwo Phantom Press, intrygująca i nawet przyjemna dla oka okładka (oczywiście, jak na standardy lat 90 tych i rzeczonego wydawnictwa) - czegóż ja, osoba wychowana na horrorach klasy B mogę chcieć więcej?

O co właściwie tyle szumu? Oto krótka informacja dla niewtajemniczonych: nieistniejące już Phantom Press w latach swej świetności wprowadziło na polski rynek ogromną liczbę horrorów, powieści fantastycznych, romansów oraz pozycji, które dzisiaj określa się mianem tzw. young adult. To właśnie temu wydawnictwu zawdzięczamy m.in. pierwsze polskie wydanie Szatańskich Wersetów Salmana Rushidiego, czy też Żon ze Stepford Iry Levina, którym to poświęcony będzie dzisiejszy wpis. Muszę przyznać, że darzę to wydawnictwo ogromnym sentymentem. Tak naprawdę moja fascynacja grozą rozpoczęła się właśnie przy jego udziale. Do dzisiaj pamiętam, z jakim podekscytowaniem czytałam Neofitę i serię o krwiożerczych Krabach Guya N. Smitha. Obie pozycje były krótkie i przyciągały kolorowymi okładkami (przyznaję, że spędzałam długie godziny na próbach ich przerysowania!). Dzisiaj wiem, że nie były to najlepsze książki, jakie przyszło mi w życiu czytać. Prawdę mówiąc, były one dość słabe, ale na tyle dziwne, by na długo je zapamiętać. Jeżeli kiedykolwiek czytaliście Smitha to zapewne wiecie, co mam na teraz myśli.

Przeczytanie Żon ze Stepford zawdzięczam pewnej grupie facebookowej, która przypomniała mi o istnieniu Phantomu i sprawiła, że na nowo zapłonęła we mnie miłość do grozy klasy B. Niemniej, nie uważam, by Ira Levin do takowej należał.

Stepford to miasto jak z frontu pocztówki - piękne i zadbane. Wszystkie trawniki są tam bardziej zielone, domy wystawniejsze, a ludzie bardziej ułożeni. To miejsce wydaje się być idealnym domem dla młodego małżeństwa z dwójką małych dzieci. Panuje tam cisza, spokój i nadzwyczaj niski poziom przestępczości. Nic powinno zatem nikogo zdziwić to, że Joanna i Walter Eberhartowie nie posiadali się za szczęścia, gdy udało im się nabyć tam nieruchomość po okazyjnej cenie. Cała rodzina szybko zaaklimatyzowała się w małomiasteczkowym środowisku. Dzieci Eberhartów znalazły nowych kompanów do zabaw, Walter zaczął uczęszczać do Stowarzyszenia Mężczyzn, a Joanna oddała się swojej pasji, jaką jest fotografia. Jako aktywistkę frapuje ją nieco brak zaangażowania kobiet w życie polityczne miasteczka jednak kobiety w Stepford inne - to idealne panie domu z nienagannymi fryzurami, starannym makijażem, gotowe spełnić każdą zachciankę pozostałych domowników. Nasuwa się zatem pytanie: czy aby na pewno wszystko jest z nimi w porządku, czy to może jednak Joanna nienależycie przykładała się do swoich „obowiązków”? By odnaleźć odpowiedź na powyższe pytania odsyłam Was do lektury.

Żony ze Stepford to naprawdę krótka, bo zaledwie ok. 160 stronicowa pozycja, którą można przeczytać w jeden wieczór. Mnie (ze względu na inne obowiązki) zajęło to nieco dłużej. Mimo, że książka ta bardziej przypomina literaturę obyczajową niż horror, to przez cały czas towarzyszyło mi uczucie narastającego napięcia, które osiągnęło tzw. apogeum w momencie kulminacyjnym, a następnie gwałtownie opadło w punkcie rozwiązania akcji poprzedzającym prolog.

Narracja trzecioosobowa przedstawia historię jedynie z punktu widzenia Joanny. Uważam to za dobry zabieg gdyż, wprowadzenie narratora abstrakcyjnego i wszechwiedzącego pozbawiłoby powieść aury tajemniczości i napięcia, które stanowiły kluczowy element utworu.
Ira Levin pod płaszczykiem pozornie niezobowiązującej opowiastki przedstawia ważny społecznie temat. Ukazuje on podział ról społecznych i ciągłą walkę płci o poszerzenie lub ograniczenie pewnych praw. Z jednej strony barykady znajdują się kobiety walczące o emancypacje, z drugiej zaś mężczyźni, którzy oczywiście chętnie przystaliby na taki układ (o ile kobiety nadal wykonywałyby swoje kulturowo narzucone obowiązki).

Zmagania głównej bohaterki są niejako alegorią do sytuacji kobiet w ustroju społecznym. Pomimo, iż wszyscy (teoretycznie) jesteśmy równi, patriarchat wciąż nakłada na kobiety pewne obowiązki i ograniczenia, które nie obowiązują mężczyzn.

Autor na kartach powieści nakreśla nam możliwe (najczęstsze) zakończenie tej walki, jednak nie opowiada się on po żadnej ze stron zachowując tym samym obiektywność. Levin pozwala każdemu czytelnikowi z osobna ocenić sytuację. W moim odczuciu właśnie od tej oceny zależy to, jak zinterpretujemy zakończenie powieści. Możemy uznać, że w zasadzie nic wielkiego się nie stało lub też zaczniemy obawiać się o losy kobiet, które przybyły do Stepford zaraz po Joannie Eberhart.

Mimo całej miłości, jaką darzę Phantom, muszę przyznać, że strona edycyjna nie była najlepsza - można znaleźć parę literówek. Odnoszę też wrażenie, że całe tłumaczenie jest lekko toporne (nie mam pewności, gdyż nie czytałam oryginału ani żadnej innej polskiej edycji) i nieco zniechęca do czytania. Pomimo tego uważam, że można przymknąć oko na te błędy, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jakie niedociągnięcia można znaleźć w innych pozycjach wydanych przez Phantom Press. Jeśli mi nie wierzycie zajrzyjcie do Manii Guya N. Smitha - tam dopiero pojawiają się błędy przyprawiające o ból głowy!

Podsumowując: chciałabym bardzo polecić Wam tę powieść. Powinniście jednak wiedzieć, że jeżeli podejdziecie do niej z przeświadczeniem, iż jest ona klasycznym horrorem to bardzo się zawiedziecie. Nie ma tutaj żadnych krwawych ofiar, satanistycznych kultów ani też krwiożerczych krabów (po te odsyłam Was do Smitha). U Levina groza jest wysublimowana i skierowana raczej do czytelnika o konkretnych poglądach. Niemniej,u mnie ten typ grozy się sprawdza - dlatego przeczytałam książkę z niemałą przyjemnością. Jeżeli zatem czytaliście moje poprzednie posty i zgadzaliście się z przedstawioną w nich moją opinią to możecie sięgnąć po Żony ze Stepford bez obawy przed rozczarowaniem.

Okładka: Phantom Press

Share:

0 komentarze